wtorek, 2 kwietnia 2013

I know the cost of a losing hand*



Ja za to postanowiłam powłóczyć się po Oxford St. Zawsze można było tam usiąść na ławce i obserwować ludzi. Niby proste i głupie zajęcie. Ale jaką frajdę sprawiało! Zwłaszcza z przyjaciółkami, bo zawsze można było kogoś obgadać. Lecz dziś skazana byłam na samotność. Usiadłam na jednej z normalnie wyglądających ławeczek z dala od śmietników. Zaczęłam przyglądać się niektórym z nich. Tym, którzy przykuwali moją uwagę. I w końcu na horyzoncie pojawił się ON! On, którego widzę tu od kilku dni. Karnacja odróżniająca go od innych. Z daleka już hipnotyzujące, czekoladowe oczy. Biała koszulka polo z podniesionym kołnierzykiem, granatowy sweter, słodka, szara czapka okrywająca ciemne włosy. Był idealny. Szedł w moją stronę. Przybrałam pozę myślicielki, przynajmniej tak mi się zdawało. Chciałam wydawać się tak samo tajemnicza, ale niestety pech pozwolił na to, by minął mnie nie wymieniając ze mną nawet spojrzenia.

*Nell*

Wchodząc przez bramę nieco się zdziwiłam. Samochód mamy gościł w otwartym garażu. W szybkim tempie pokonałam resztę chodnika i schody, po czym zamaszyście otworzyłam frontowe drzwi. Na środku salonu leżała walizka. Podeszłam bliżej, a w tym czasie mama przybiegła ze stertą ubrań. Cudowna Michelle Seymour w małej czarnej od Chanel i czerwonych platformach od Christian’a Louboutin’a. Słysząc stukot jej obcasów w pobliżu miałam mieszane uczucia. Nigdy nie wiedziałam czego się mogę po niej spodziewać. Sądzę, że jej pracownicy uważają tak samo. Wiecznie zapracowana kobieta sukcesu o nienagannych manierach i fryzurze. Oto moja rodzicielka…
-Mamo, co robisz? – zapytałam podnosząc koszulę od Stelli McCartney, którą upuściła.
-Kochanie, muszę jechać do Mediolanu. Góra tydzień, obiecuję – pogłaskała mnie po policzku – Coś nie tak z kostiumami… Muszę zrobić parę poprawek.
Czułam jak przepełnia mnie żal. Zdążyłam przyzwyczaić się do jej wyjazdów, ale były one z góry ustalone… Nigdy tak nagłe. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Pierwszy raz zamierzałam jej powiedzieć, co o tym myślę. Pierwszy raz widziała jak płaczę, z jej powodu…
-Czy wy musicie mi to ciągle robić?! – krzyknęłam, a ona zdawała się nie rozumieć mojej reakcji – Nigdy was nie ma! Ciągle tylko praca! Nie po to ma się dzieci, by zostawiać je same! – wymieniałam dalej, a ona zasunęła zamek walizki Louis’a Vuitton’a – Melody i April bardziej troszczą się o mnie niż wy! Lepiej oddajcie mnie Nancy! Ona będzie miała czas na zajęcie się mną – warknęłam.
-Zobacz – wskazała ręką dookoła siebie – Myślisz, że dzięki komu to masz?! Inaczej gniłabyś gdzieś pod mostem! Więc uszanuj naszą ciężką pracę i zamknij się!
-Nienawidzę cię – szepnęłam – Możesz już nigdy nie wracać, nie potrzebuję cię…
Uciekłam do pokoju zostawiając ją ze sztyletem w sercu. Jeszcze nigdy tak bardzo jej nie zraniłam. Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami. Usiadłam na łóżku i płakałam.

*April*

Postanowiłam zapomnieć o chłopaku, który zawrócił mi dziś przed południem w głowie. W tym wielkim mieście i tak pewnie bym już go nie spotkała. Tak już jest… Jak na porządną uczennicę przystało odrobiłam zaległe prace domowe i dzięki wiadomości od Tracy napisałam referat, który zadano dzisiaj. Tata jak zwykle miał wrócić popołudniu. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Jakoś poprawić humor, by nie myślał o mamie. Odpaliłam netbook’a i zgrałam na płytę film, dramat. Takie lubi tata. Wybrałam ‘Serce David’a’. Ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu ziaren kukurydzy do uprażenia. Miałam jeszcze jakąś godzinę, więc zabrałam się za pieczenie ciasteczek. Te z mussli były najszybsze i najprostsze do wykonania, więc wyciągnęłam z szafki płatki i bakalie. Po upływie kilku minut drzwi wejściowe się otworzyły. W progu pojawiła się kobieta. Najpierw rzuciły mi się w oczy jej markowe ubrania. Miała na sobie jakieś 14.000£, nie mówiąc już o torebce od Alexandra McQueen’a, która musiała kosztować jeszcze więcej. Widziałam ją w Internecie szukając jakiegoś odpowiedniego prezentu na urodziny mamy. Była totalnie piękna i niesamowicie kosztowna. Miała naszyte 279 brylancików od Swarovskiego. Ale wracając do pięknej nieznajomej… Za nią do domu wkroczył tata. Wysoki, dumny, cieszący się szacunkiem człowiek. Powszechnie znany i lubiany przez równie ważnych i bogatych przedsiębiorców. Kobieta zdjęła idealnie dopasowany do jej ciała żakiet w kolorze kości słoniowej, którą podała tacie. Chodzące 40 kilogramów rozglądało się po parterze domu. Byłam ciekawa jaki ma rozmiar. Czyżby 0?
-O! Czyżby twoja gosposia? – zwróciła się do ojca – Bardzo młoda… Witam, jestem Isabelle. Isabelle Rennell.
Ubrana za jakieś 630£ i ważąca 47 kilogramów wyszłam zza lady.
-Jestem April – wyciągnęłam w jej stronę rękę – Córka Philip’a.
Zdziwienie malowało się na jej twarzy, gdy lustrowała mnie od góry do dołu.
-Dzień dobry – uścisnęła moją dłoń – Przepraszam, że nie poznałam. Wyglądasz tak… - zacięła się – Niepozornie – udało jej się dokończyć.
W końcu do akcji wkroczył tata.
-April, Isabelle jest moją… Przyjaciółką. Proszę, bądź dla niej grzeczna Mam nadzieję, że się polubicie – posłał mi swój znaczący uśmiech, za co miałam ochotę go udusić.
Kolana mi zmiękły. Myślałam, że oszaleję! Mamy nie ma zaledwie od 7 miesięcy, a on już sprowadza nową.
-Kochanie, proszę, byś przebrała się w coś bardziej wyjściowego. Mamy rezerwację w ‘Petrus’.
-No to będzie ciekawie – mruknęłam wspinając się po schodach.
Przygotowałam się do wyjścia wymyślając tematy do rozmów z Isabelle. (LOOK)


*Melody*

Zapisałam sobie w kalendarzu dzień, w którym ponownie miałyśmy stanąć na scenie. Odszukałam w szufladzie szafki nocnej iPod’a, którego dostałam od ojca. A dlaczego? Bo nie mógł przyjść na mój występ w teatrze. Taki tam drobiazg. Jeden z wielu… Włożyłam słuchawki do uszu. Zaczęłam przesłuchiwać wszystkie piosenki od początku zapisując tytuły tych fajniejszych w notesie. Myślałam o naszym występie, strojach, ale to już podczas X-Factor. Wygodnie położyłam się na łóżku i oddałam dalszym marzeniom. Obudziłam się jakąś godzinę później, kiedy do moich uszu, z których podczas drzemki wypadły słuchawki dotarł sygnał nadchodzącej wiadomości. Chciałam sięgnąć do torby leżącej nieopodal na podłodze. Jednak pech chciał, bym zsunęła się z śliskiego prześcieradła wprost na wyfroterowane panele. Z lekko przymkniętymi powiekami i bolącym czołem spojrzałam na wyświetlacz.
‘Kolacja z tatą i jego nową laską. Ubieraj się i chodź do Petrus Czekam, April’
Przyjaciółka w potrzebie. To dodało mi energii, by ruszyć się w końcu z podłogi. Poza tym chciałam poznać wybrankę pożądanego przez wiele bogatych kobiet Philip’a Hampton’a. Wybrałam się do nie często odwiedzanej części mojej garderoby, gdzie wisiały eleganckie, wieczorowe oraz koktajlowe sukienki oraz drogie szpilki nadające smukłości moim zwyczajnych rozmiarów stopom. Porwałam jedną z kreacji z wieszaka i dobrałam odpowiednie buty wraz z dodatkami. Po chwili siedziałam przy toaletce w samej bieliźnie. Gdy kończyłam przygotowania zadzwoniłam po taksówkę. (LOOK)

*Nell*

Po paru minutach usłyszałam stukanie obcasów na schodach. Byłam pewna, że przyszła do mnie któraś z dziewczyn, więc mocniej zwinęłam się w kłębek próbując powstrzymać łzy. Ciche otworzenie drzwi i znów stukanie. Moje podejrzenia były całkowicie mylne. To mama wróciła… Uklęknęła przy łóżku i odgarnęła włosy opadające mi na twarz. Także płakała. Także cierpiała.
-Przepraszam – szepnęła.
I to jedno słowo wystarczyło, żebym rzuciła się jej w ramiona. Znów poczułam to ciepło bijące z matczynego serca. Tą troskę, którą pamiętam z dziecięcych lat. Usiadłam jej na kolanach i wtuliłam twarz w jej szyję. Czule głaskała moje włosy. Znowu byłam kochana?

*April*

-Dobra, możemy iść, ale Melody zje z nami – zaczęłam ustalać warunki.
-To miała być rodzinna kolacja – odparł poprawiając w lustrze krawat.
-Ohh, doprawdy? – ironizowałam patrząc w stronę naszego gościa.
-No dobrze – dał za wygraną i zdjął marynarkę od Armani’ego z wieszaka.
-Ona już jedzie, mamy się spotkać na miejscu – uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Bawi mnie twój optymizm, April – zaśmiał się chwytając klucze od auta.
Optymizm? Serio? Raczej obawa przed kłótnią z Isabelle. W końcu wsiedliśmy do jego Ferrari z 1972 roku. Nabył go po premierze jakiegoś filmu, w którym był używany. Nie żebym się ty jakoś jarała, ale jego auto jest sławne! Po parunastu minutach i staniu w korkach dotarliśmy do restauracji, przed którą czekała Melody. Spacerowała spoglądając na zegarek. Wypadłam z auta i najszybciej jak mogłam podreptałam przywitać się z przyjaciółką.
-Ja ją zabiję! Trzymaj mnie, bo ją zabiję!!! – szepnęłam jej roztrzęsionym głosem do ucha.
-Spokojnie – śmiała się odgarniając moje włosy do tyłu.
-Ona myślała, że jestem gosposią! – poskarżyłam się, a ona wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem.

~*~

A właśnie, WESOŁEGO ALLELUJA :D (spóźnione, ale jest xd) Mam dla Was ciekawą informację... Możecie się niedługo spodziewać Bożego Narodzenia! Do Polski zawitały renifery :D Oto widok z okna mojej cioci c:

Beyonce Knowles-Ave Maria
Buziakiii!
Natt.