Ja za to postanowiłam powłóczyć się po Oxford St. Zawsze można było tam usiąść na ławce i obserwować ludzi. Niby proste i głupie zajęcie. Ale jaką frajdę sprawiało! Zwłaszcza z przyjaciółkami, bo zawsze można było kogoś obgadać. Lecz dziś skazana byłam na samotność. Usiadłam na jednej z normalnie wyglądających ławeczek z dala od śmietników. Zaczęłam przyglądać się niektórym z nich. Tym, którzy przykuwali moją uwagę. I w końcu na horyzoncie pojawił się ON! On, którego widzę tu od kilku dni. Karnacja odróżniająca go od innych. Z daleka już hipnotyzujące, czekoladowe oczy. Biała koszulka polo z podniesionym kołnierzykiem, granatowy sweter, słodka, szara czapka okrywająca ciemne włosy. Był idealny. Szedł w moją stronę. Przybrałam pozę myślicielki, przynajmniej tak mi się zdawało. Chciałam wydawać się tak samo tajemnicza, ale niestety pech pozwolił na to, by minął mnie nie wymieniając ze mną nawet spojrzenia.
*Nell*
Wchodząc przez
bramę nieco się zdziwiłam. Samochód mamy gościł w otwartym garażu. W szybkim
tempie pokonałam resztę chodnika i schody, po czym zamaszyście otworzyłam
frontowe drzwi. Na środku salonu leżała walizka. Podeszłam bliżej, a w tym czasie
mama przybiegła ze stertą ubrań. Cudowna Michelle Seymour w małej czarnej od
Chanel i czerwonych platformach od Christian’a Louboutin’a. Słysząc stukot jej
obcasów w pobliżu miałam mieszane uczucia. Nigdy nie wiedziałam czego się mogę
po niej spodziewać. Sądzę, że jej pracownicy uważają tak samo. Wiecznie
zapracowana kobieta sukcesu o nienagannych manierach i fryzurze. Oto moja
rodzicielka…
-Mamo,
co robisz? – zapytałam podnosząc koszulę od Stelli McCartney, którą upuściła.
-Kochanie,
muszę jechać do Mediolanu. Góra tydzień, obiecuję – pogłaskała mnie po policzku
– Coś nie tak z kostiumami… Muszę zrobić parę poprawek.
Czułam jak
przepełnia mnie żal. Zdążyłam przyzwyczaić się do jej wyjazdów, ale były one z
góry ustalone… Nigdy tak nagłe. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Pierwszy
raz zamierzałam jej powiedzieć, co o tym myślę. Pierwszy raz widziała jak
płaczę, z jej powodu…
-Czy
wy musicie mi to ciągle robić?! – krzyknęłam, a ona zdawała się nie rozumieć
mojej reakcji – Nigdy was nie ma! Ciągle tylko praca! Nie po to ma się dzieci,
by zostawiać je same! – wymieniałam dalej, a ona zasunęła zamek walizki Louis’a
Vuitton’a – Melody i April bardziej troszczą się o mnie niż wy! Lepiej oddajcie
mnie Nancy! Ona będzie miała czas na zajęcie się mną – warknęłam.
-Zobacz
– wskazała ręką dookoła siebie – Myślisz, że dzięki komu to masz?! Inaczej
gniłabyś gdzieś pod mostem! Więc uszanuj naszą ciężką pracę i zamknij się!
-Nienawidzę
cię – szepnęłam – Możesz już nigdy nie wracać, nie potrzebuję cię…
Uciekłam do pokoju
zostawiając ją ze sztyletem w sercu. Jeszcze nigdy tak bardzo jej nie zraniłam.
Usłyszałam jeszcze trzaśnięcie drzwiami. Usiadłam na łóżku i płakałam.
*April*
Postanowiłam
zapomnieć o chłopaku, który zawrócił mi dziś przed południem w głowie. W tym
wielkim mieście i tak pewnie bym już go nie spotkała. Tak już jest… Jak na
porządną uczennicę przystało odrobiłam zaległe prace domowe i dzięki wiadomości
od Tracy napisałam referat, który zadano dzisiaj. Tata jak zwykle miał wrócić
popołudniu. Chciałam mu zrobić niespodziankę. Jakoś poprawić humor, by nie
myślał o mamie. Odpaliłam netbook’a i zgrałam na płytę film, dramat. Takie lubi
tata. Wybrałam ‘Serce David’a’. Ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu ziaren
kukurydzy do uprażenia. Miałam jeszcze jakąś godzinę, więc zabrałam się za
pieczenie ciasteczek. Te z mussli były najszybsze i najprostsze do wykonania,
więc wyciągnęłam z szafki płatki i bakalie. Po upływie kilku minut drzwi
wejściowe się otworzyły. W progu pojawiła się kobieta. Najpierw rzuciły mi się
w oczy jej markowe ubrania. Miała na sobie jakieś 14.000£, nie mówiąc już o
torebce od Alexandra McQueen’a, która musiała kosztować jeszcze więcej.
Widziałam ją w Internecie szukając jakiegoś odpowiedniego prezentu na urodziny
mamy. Była totalnie piękna i niesamowicie kosztowna. Miała naszyte 279
brylancików od Swarovskiego. Ale wracając do pięknej nieznajomej… Za nią do
domu wkroczył tata. Wysoki, dumny, cieszący się szacunkiem człowiek.
Powszechnie znany i lubiany przez równie ważnych i bogatych przedsiębiorców.
Kobieta zdjęła idealnie dopasowany do jej ciała żakiet w kolorze kości
słoniowej, którą podała tacie. Chodzące 40 kilogramów rozglądało się po
parterze domu. Byłam ciekawa jaki ma rozmiar. Czyżby 0?
-O!
Czyżby twoja gosposia? – zwróciła się do ojca – Bardzo młoda… Witam, jestem
Isabelle. Isabelle Rennell.
Ubrana za jakieś
630£ i ważąca 47 kilogramów wyszłam zza lady.
-Jestem
April – wyciągnęłam w jej stronę rękę – Córka Philip’a.
Zdziwienie malowało
się na jej twarzy, gdy lustrowała mnie od góry do dołu.
-Dzień
dobry – uścisnęła moją dłoń – Przepraszam, że nie poznałam. Wyglądasz tak… -
zacięła się – Niepozornie – udało jej się dokończyć.
W końcu do akcji
wkroczył tata.
-April,
Isabelle jest moją… Przyjaciółką. Proszę, bądź dla niej grzeczna Mam nadzieję,
że się polubicie – posłał mi swój znaczący uśmiech, za co miałam ochotę go
udusić.
Kolana mi zmiękły.
Myślałam, że oszaleję! Mamy nie ma zaledwie od 7 miesięcy, a on już sprowadza
nową.
-Kochanie,
proszę, byś przebrała się w coś bardziej wyjściowego. Mamy rezerwację w
‘Petrus’.
-No
to będzie ciekawie – mruknęłam wspinając się po schodach.
Przygotowałam się
do wyjścia wymyślając tematy do rozmów z Isabelle. (LOOK)
*Melody*
Zapisałam sobie w
kalendarzu dzień, w którym ponownie miałyśmy stanąć na scenie. Odszukałam w
szufladzie szafki nocnej iPod’a, którego dostałam od ojca. A dlaczego? Bo nie
mógł przyjść na mój występ w teatrze. Taki tam drobiazg. Jeden z wielu…
Włożyłam słuchawki do uszu. Zaczęłam przesłuchiwać wszystkie piosenki od
początku zapisując tytuły tych fajniejszych w notesie. Myślałam o naszym
występie, strojach, ale to już podczas X-Factor. Wygodnie położyłam się na
łóżku i oddałam dalszym marzeniom. Obudziłam się jakąś godzinę później, kiedy
do moich uszu, z których podczas drzemki wypadły słuchawki dotarł sygnał
nadchodzącej wiadomości. Chciałam sięgnąć do torby leżącej nieopodal na
podłodze. Jednak pech chciał, bym zsunęła się z śliskiego prześcieradła wprost
na wyfroterowane panele. Z lekko przymkniętymi powiekami i bolącym czołem
spojrzałam na wyświetlacz.
‘Kolacja
z tatą i jego nową laską. Ubieraj się i chodź do Petrus Czekam, April’
Przyjaciółka w
potrzebie. To dodało mi energii, by ruszyć się w końcu z podłogi. Poza tym
chciałam poznać wybrankę pożądanego przez wiele bogatych kobiet Philip’a
Hampton’a. Wybrałam się do nie często odwiedzanej części mojej garderoby, gdzie
wisiały eleganckie, wieczorowe oraz koktajlowe sukienki oraz drogie szpilki
nadające smukłości moim zwyczajnych rozmiarów stopom. Porwałam jedną z kreacji
z wieszaka i dobrałam odpowiednie buty wraz z dodatkami. Po chwili siedziałam
przy toaletce w samej bieliźnie. Gdy kończyłam przygotowania zadzwoniłam po
taksówkę. (LOOK)
*Nell*
Po paru minutach
usłyszałam stukanie obcasów na schodach. Byłam pewna, że przyszła do mnie
któraś z dziewczyn, więc mocniej zwinęłam się w kłębek próbując powstrzymać
łzy. Ciche otworzenie drzwi i znów stukanie. Moje podejrzenia były całkowicie
mylne. To mama wróciła… Uklęknęła przy łóżku i odgarnęła włosy opadające mi na
twarz. Także płakała. Także cierpiała.
-Przepraszam
– szepnęła.
I to jedno słowo
wystarczyło, żebym rzuciła się jej w ramiona. Znów poczułam to ciepło bijące z
matczynego serca. Tą troskę, którą pamiętam z dziecięcych lat. Usiadłam jej na
kolanach i wtuliłam twarz w jej szyję. Czule głaskała moje włosy. Znowu byłam
kochana?
*April*
-Dobra,
możemy iść, ale Melody zje z nami – zaczęłam ustalać warunki.
-To
miała być rodzinna kolacja – odparł poprawiając w lustrze krawat.
-Ohh,
doprawdy? – ironizowałam patrząc w stronę naszego gościa.
-No
dobrze – dał za wygraną i zdjął marynarkę od Armani’ego z wieszaka.
-Ona
już jedzie, mamy się spotkać na miejscu – uśmiechnęłam się triumfalnie.
-Bawi
mnie twój optymizm, April – zaśmiał się chwytając klucze od auta.
Optymizm? Serio?
Raczej obawa przed kłótnią z Isabelle. W końcu wsiedliśmy do jego Ferrari z
1972 roku. Nabył go po premierze jakiegoś filmu, w którym był używany. Nie
żebym się ty jakoś jarała, ale jego auto jest sławne! Po parunastu minutach i
staniu w korkach dotarliśmy do restauracji, przed którą czekała Melody.
Spacerowała spoglądając na zegarek. Wypadłam z auta i najszybciej jak mogłam
podreptałam przywitać się z przyjaciółką.
-Ja
ją zabiję! Trzymaj mnie, bo ją zabiję!!! – szepnęłam jej roztrzęsionym głosem
do ucha.
-Spokojnie
– śmiała się odgarniając moje włosy do tyłu.
-Ona
myślała, że jestem gosposią! – poskarżyłam się, a ona wybuchła jeszcze
głośniejszym śmiechem.
~*~
A właśnie, WESOŁEGO ALLELUJA :D (spóźnione, ale jest xd) Mam dla Was ciekawą informację... Możecie się niedługo spodziewać Bożego Narodzenia! Do Polski zawitały renifery :D Oto widok z okna mojej cioci c:
Beyonce Knowles-Ave Maria
Buziakiii!
Natt.
Hahahaha jestem pierwsza <3 Renifery hahahaha matko :D Luzik, a rozdział genialny jak zwykle *o* czekam na NN <3
OdpowiedzUsuńHahahhh jeszcze tylko sylwestra i ferii brakuje ;)) rozdział świetny ;) dopiero wpadłam i zaczynam czytać reszte bo wciągające <333
OdpowiedzUsuńhahaha super wiosna ;D Rozdział świetny !! Czekam na nastepny xd
OdpowiedzUsuńno proszę, widzę tu kolejny talent. Bardzo fajnie piszesz. Ciekawie i nie zanudzasz :) Życzę dużo weny, pozdrawiam:) ( http://www.selectrightdirection.blogspot.com/)
OdpowiedzUsuń*Z góry przepraszam za spam*
OdpowiedzUsuńhttp://loveistriumphofimagination.blogspot.com/
Historia opowiada o Elisabeth i Zaynie. On uzależniony od narkotyków, ona chora na białaczkę. Jednak jakaś siła sprawi, że zakochają się w sobie. Niestety łatwo nie będzie. Wszystkie siły będą przeciwko nim, aż w końcu stanie się tragedia. Zapraszam do czytania, a dowiecie się jak potoczą się dalej ich losy.
Kolorowe życie ? To nie dla nich. Każdy przeżywa życiowy koszmar. Ośrodek wychowawczy w centrum Londynu, kryje nie lada tajemnice. Pewnego dnia pojawia się dziewczyna, która sprawi, że wszystko stanie się inne, niż dotychczas. Jednak czy ktoś powiedział, że będzie lepiej? Nie ma pewności.
OdpowiedzUsuńhttp://life-is-very-bad.blogspot.com/
Znacie zapewne zespół "One Direction"? Louis, Zayn,Harry Niall i Liam. Ta oto banda wariatów zaszła swojemu menagerowi nieco za skórę. Musieli opuścić wyśnione miasto-Londyn i udać się na wieś. Brent-oto i nowy koszmar naszych chłopców. Harley i Yamaha- dwie bliźniaczki zamieszkałe wieś Brent.Nowa znajomość... Nienawiść, a może miłość? Przekonaj się sam- http://love-hate-one-direction-story.blogspot.com/. Zapraszamy!
OdpowiedzUsuń